|
To zdjęcie zrobiłam w 2003 roku małą plastikową yashicą. Z oddali wyłania się mój ulubiony Most Wolności, Szabadság hid |
Budapeszt. Nie potrafię pisać o Budapeszcie. Za wiele dla
mnie znaczy. Za dużo chciałabym wyrazić słowami. A słowa nie oddadzą atmosfery
chwil. Budapeszt = nostalgia. Tęsknota, współprzeżywanie, przynależność. To
letnie koncerty na trawie w Zöld Pardon, przemycanie przyjaciół przez bramę
akademika i poranne powroty z Kispestu.
Buda to pikniki na Gellércie i plac Moskwy, którego już nie
ma. To serowo-groszkowe naleśniki koło czerwonego metra na Batthyány tér i spacer do Bem mozi
(Kino Bem).
Pest to wieczorne rozmowy w oparach papierosów z Pesti Est w
ręku, powłóczywszy nogami w miasto. To boros cola w ruinach Szimpli i wino do rana
nad Dunajem. To węgierski na ELTE i obowiązkowy marsz szlakiem najważniejszych
zabytków.
Swój Budapeszt ma też Maciek. Z Hősök tere (Placem Bohaterów), Széchenyi fürdő (łaźniami) i knajpkami
w ruinach – kertami.
Do Budapesztu nie da się nie wrócić. Kto raz tam zawita, ten
zrozumie.
Niedługo na naszym blogu niespodzianka związana z
Budapesztem.