niedziela, 22 grudnia 2013

Videopocztówka: Ekspresem przez Budapeszt

 Zgodnie z obietnicą ślemy kolejną videopocztówkę. Tym razem z naszego ostatniego wypadu nad Dunaj. Znalazło się w niej miejsce dla kilku wybranych atrakcji Budapesztu. Pokazaliśmy również niewielki fragment nocnego życia. ;) To oczywiście nie ostatni motyw związany ze stolicą bratanków na naszej stronie, zatem stay focus i egészségedre (na zdrowie)!

Zachęcamy do zmiany rozdzielczości na HD (po odpaleniu filmu zębatka na dole playera i 720p).

piątek, 20 grudnia 2013

Budapest = nostalgia

To zdjęcie zrobiłam w 2003 roku małą plastikową yashicą. Z oddali wyłania się mój ulubiony Most Wolności, Szabadság hid

Budapeszt. Nie potrafię pisać o Budapeszcie. Za wiele dla mnie znaczy. Za dużo chciałabym wyrazić słowami. A słowa nie oddadzą atmosfery chwil. Budapeszt = nostalgia. Tęsknota, współprzeżywanie, przynależność. To letnie koncerty na trawie w Zöld Pardon, przemycanie przyjaciół przez bramę akademika i poranne powroty z Kispestu.

Buda to pikniki na Gellércie i plac Moskwy, którego już nie ma. To serowo-groszkowe naleśniki koło czerwonego metra na Batthyány tér i spacer do Bem mozi (Kino Bem).

Pest to wieczorne rozmowy w oparach papierosów z Pesti Est w ręku, powłóczywszy nogami w miasto. To boros cola w ruinach Szimpli i wino do rana nad Dunajem. To węgierski na ELTE i obowiązkowy marsz szlakiem najważniejszych zabytków.

Swój Budapeszt ma też Maciek. Z Hősök tere (Placem Bohaterów), Széchenyi fürdő (łaźniami) i knajpkami w ruinach – kertami.

Do Budapesztu nie da się nie wrócić. Kto raz tam zawita, ten zrozumie.

Niedługo na naszym blogu niespodzianka związana z Budapesztem.

czwartek, 28 listopada 2013

Kilka faktów o Albanii, o których nie miałeś pojęcia, a powinieneś :)

A jak Albańczycy

Pobiją cię, ukradną ci samochód albo zegarek i zgwałcą twoją córkę... brzmi śmiesznie i niedorzecznie? I takie jest. O Albańczykach krąży wiele mitów. My jednak - i wiemy, że nie jesteśmy w tym odosobnieni - spotkaliśmy tam przyjaznych, uśmiechniętych ludzi. Nie dość, że pomocnych, to jeszcze pozujących do zdjęć. Trzeba rozwiać stereotypy.

Szkodra: Nie miałam śmiałości podejść do tych ludzi. Strzelałam zoomem.
Pani z prawej najpierw, jakby się zawstydziła, a potem pomachała życzliwie

Tirana: konsternacja rzeźnika trwała krótko. Sympatyczny pan uśmiechnął się i
zapozował. Podziękowałam oczywiście

L jak lalki

Przemierzając Albanię, raz na jakiś czas, można się natknąć na pluszowe maskotki umiejscowione na dachu domu, czy samochodu. Tego misia poniżej, przyczepionego do beżowego wehikułu, sfotografowałam w Tiranie. Lalki mają podobno odstraszać złe duchy, może zapobiegać wypadkom? Wiele takich "dziwolągów" widzieliśmy jeszcze z okna samochodu na południu Albanii w okolicach Dhermi. Strzegły niedokończonych budów przed zazdrością sąsiada. :)


Tirana: Misio na masce ma odstraszać złe duchy


B jak bary...

Czy wiedzieliście, że Albania to jeden z niewielu krajów w Europie, w którym nie ma McDonalda? Nam udało się w stolicy znaleźć jego klona. A dokładniej: Kolonat. :)

Tirana: prawie jak McDonald

...i B jak bunkry 

Enver Hodża obawiał się ataku na swój kraj. Kazał więc, od morza po góry, na wsiach i w miastach, wybudować 700 tysięcy tych betonowych "grzybów". Miały chronić Albanię przed "imperializmem i rewizjonizmem". Każdy bunkier miał pomieścić czteroosobową rodzinę. W rezultacie i tak biedny kraj stracił fundusze, które można by zainwestować w budowę mieszkań, czy dróg. Dziś schrony nadal straszą, choć jest ich coraz mniej. Niektóre zostały wysadzone w powietrze, inne służą jako hotele, kawiarnie, czy noclegowanie dla bezdomnych. Rozgorzał natomiast spór, czy je niszczyć, czy zachować i traktować jako pomniki kultury.

Oto bunkier, który mijaliśmy w drodze do Macedonii.

Albański bunkier, czyli betonowy grzyb

A jak Ameryka

Albańczycy nie bez powodu darzą dużym sentymentem USA. W 1920 prezydent Woodrow Wilson ujął się za niepodlogłością Albanii. Nawet w czasach twardych rządów Envera Hodży i silnej antymerykańskiej propagandy wielu młodych Albańczyków dostało po nim w spadku imię. Albańczycy są także wdzięczni za zaangażowanie rządu USA ws. Kosowa. Podczas naszej albańskiej wyprawy w Tiranie natrafiliśmy na imprezę w ambasadzie Stanów Zjednoczonych. Pół stolicy zostało wyłączone z ruchu.

Tirana: Flagi na terenie ambasady USA 

Tirana: policja blokuje miasto; trwa impreza w ambasadzie USA


N jak nędza...

Albania od czterech lat jest w NATO, aspiruje także do członkostwa w Unii Europejskiej. Kraj po kilkudziesięciu latach komunistycznych rządów mozolnie podnosi się z upadku. Widać to na ulicach. Buduje się domy, drogi, sklepy. Miasta wyglądają jak ogromne place budowy. Kiedy reżim upadł, Albańczycy masowo rzucili się do ucieczki. Szacuje się, że od 1991 roku ten kraj opuściło ponad milion ludzi. Za kierunek swojej emigracji wybierali oni głównie Włochy, Grecję, Anglię. Bieda jest wszędzie. Widać ją wśród ludzi na ulicach, widać w zniszczonych domach. Popularny obrazek to żebrzące dzieci.

W drodze ze Szkodry do Tirany

Durres i kontrasty. Walący się dom i zadbana restauracja. W tle apartamentowiec

... i natura

Albania to kraj kontrastów. Z jednej strony betonowe bunkry i walące się domy, a z drugiej piękne plaże i krystalicznie czysta woda. Wszechobecne śmieci, brud, ale też piękne góry i dzika, niezadeptana jeszcze przez turystów przyroda. Na zdjęciach poniżej nasze bliskie spotkanie z fauną w górach oraz błękitna laguna na południu kraju.

W drodze do Dhermi: konie...


...i krowy


Albańska riwiera


Dhermi


I jak Islam

Albańczycy w większości są muzułmanami, jednak nie tak ortodoksyjnymi, jak np. Bośniacy. Ze świecą szukać kobiety w burce. Trudno jednak dokładnie ustalić, ile osób jest wyznawcami islamu, ponieważ część nie deklaruje przywiązania do żadnej wiary. Komunistyczny dyktator Enver Hodża ogłosił Albanię pierwszym ateistycznym państwem świata i zabronił praktykowania jakiejkolwiek religii. Meczety, kościoły i cerkwie kazał spalić. Jako jeden z nielicznych ostał się meczet Ethem Beja w Tiranie.

Meczet Ethem Beja w Tiranie

Wnętrze meczetu

A jak...atrakcje

Zabytków, jako takich, w młodszych albańskich miastach po prostu nie ma albo jest ich niewiele. Powoli to się zmienia. Albańczycy zaczynają rozumieć siłę turystyki. W Tiranie przeszliśmy się szlakiem historycznym ufundowanym przez Unię Europejską. W Szkodrze jest np. informacja turystyczna, ale niewiele można się tam dowiedzieć. Trzeba było widzieć minę chłopaka z obsługi restauracji w tym mieście, kiedy zapytaliśmy go, co poleca obejrzeć. Rozmowa polegała na tym, że młody człowiek uśmiechając się pięknie, odpowiadał pytaniem na pytanie, a mianowicie, co byśmy chcieli zobaczyć, i tak w kółko. Prawda jest taka, że my lubimy chłonąć klimat, obserwować, napawać się klimatem miejsc, niekoniecznie odhaczając zabytki w przewodniku, dlatego Albania bardzo nam odpowiadała. Żałujemy trochę starszych miast z początku państwowości tego kraju, których nie odwiedziliśmy: Butrintu, Beratu, czy Gjirokastry. Będzie jeszcze okazja.

A to my w rzeczonej restauracji w Szkodrze.

Z Birra Tirana.


niedziela, 24 listopada 2013

Videopocztówka: Albania i Mercedesy

Tym razem videopocztówka w pełni poświęcona temu, o czym pisaliśmy ostatnim razem. W roli głównej oczywiście Mercedesy. W pozostałych my oraz wielka gwiazda muzyki znana ostatnio pod pseudonimem Żenis Żoplę. :)

Tradycyjnie zachęcamy do zmiany rozdzielczości na HD (po odpaleniu filmu zębatka na dole playera i 720p).

piątek, 22 listopada 2013

Mercedes Story

Wjeżdżając do Albanii nie byliśmy w stanie przestać myśleć o tej pani:


Widoczna na zdjęciu Adrienne Jellinek była córką austriackiego pioniera przemysłu automobilowego. Jej ojciec miał dużą fantazję. Na tyle dużą, by najpierw na drugie imię dać jej z hiszpańska Mercédès, a później nakłonić właścicieli fabryki Daimlera do tego, by nazwał tak produkowane przez siebie samochody. Samochody, które z czasem w świecie motoryzacji stały się symbolem jakości i luksusu.

Dlaczego myśleliśmy o tym wszystkim właśnie w Albanii? Otóż właśnie tam, w jednym z najbiedniejszych krajów Europy, niemal co druga osoba posiadająca samochód jeździ właśnie Mercedesem. Nieważne, że zwykle wysłużonym i zdezelowanym (często starszym od swojego właściciela). Najważniejsza jest nazwa i trójramienna gwiazda wpisana w okrąg, czyli magiczny dla Albańczyków symbol. Symbol jednego z najbardziej znanych koncernów motoryzacyjnych świata.

Cud albańskiej motoryzacji w akcji
Królowie Tirany
Tu nie mogło być inaczej
Skąd to się wzięło? Prawdopodobnie stąd, że przeciętny Albańczyk przez dziesiątki lat skazany był na środki komunikacji publicznej. Posiadania prywatnego samochodu zabraniało mu prawo ustanowione przez komunistycznego dyktatora Albanii Envera Hodżę (o nim jeszcze napiszemy). Dyspensę mieli tylko wysocy urzędnicy państwowi oraz wybitni przedstawiciele uprzywilejowanych kast (lekarze, prawnicy, itp.). Po upadku reżimu w 1985 roku Albańczycy zaczęli korzystać z życia. Każdy, kto marzył o samochodzie, mógł wreszcie pozwolić sobie na odrobinę luksusu. A ponieważ luksus w branży motoryzacyjnej kojarzył się głównie z jedną marką, wybór był zwykle prosty. Dziś "zimny" łokieć w oknie Mercedesa to na drogach Albanii powszechny widok. Drugie imię pani Jellinek stało się na południu Bałkanów obiektem jedynego w swoim rodzaju kultu.

Dziadek z wnukiem
Szybkie zakupy z ulubieńcem
Nawet jeździć Albańczycy uczą się tylko w Mercedesie
Zdjęcia: Magdalena Kowalska. Więcej: www.widzekadry.pl oraz www.facebook.com/widzekadry

piątek, 25 października 2013

Podróżnicze uniesienie

Za oknem piękna polska jesień, a nam, po obejrzeniu tego teledysku, chęć niewielkiego nawet wyjazdu wzrosła tysiąckrotnie! :) Miłego dnia!

piątek, 9 sierpnia 2013

Albańskie dzieci, cz.2

Zanim rozpiszemy się o osobliwościach Albanii (z pewnym poślizgiem, ale cały czas wielkim entuzjazmem :) ) obiecana kontynuacja wpisu o tamtejszych dzieciach. Dlaczego o dzieciach? Bo, o ile w godzinach okołopołudniowych dorosłego autochtona w turystycznych lokalizacjach można ze świecą szukać (oddają się sjeście lub po prostu pracują), to małych przedstawicieli tej nacji nie brakuje. Bynajmniej, nie czułam smutku z tego powodu, raz że dzieci to wdzięczny obiekt do fotografowania, dwa, że nie musiałam się obawiać, że ich rodzice będą drętwieć na dźwięk spustu migawki.

Właściwie to trochę przesadzam, bo sami Albańczycy okazali się być ludźmi nadzwyczaj przyjaznymi i właściwie, celując obiektywem w ich kierunku, ani razu nie spotkałam się odmową, a raczej z uśmiechem. Z mojej strony wystarczało wyćwiczone "faleminderit" (po albańsku "dziękuję"). Mali Albańczycy pozują jeszcze chętniej.


Tych chłopców spotkaliśmy niedaleko naszego hotelu. W jednej z bocznych uliczek grali sobie w piłkę. Małym Tirańczykom zupełnie nie przeszkadzała nasza obecność. Nie byli ani trochę speszeni, raczej zaciekawieni nami. Gracz z nr 26 na koszulce nawet zapozował. Co prawda ukrył się za kijem, ale zawsze. :)



Albania jest najbiedniejszym krajem w Europie. Odradza się po 40 latach rządów fanatycznego komunistycznego dyktatora Envera Hodży. Widać to na ulicach. Mijając albańską granicę, byliśmy na to przygotowani, ale mimo wszystko nie mogliśmy wyjść z "podziwu", jak ten obłąkany człowiek spaprał życie późniejszym pokoleniom.

Ale młodzież sobie radzi. Pisałam już o tym ostatnio. Ci, którzy radzić sobie nie chcą, żebrzą. Niejednokrotnie, jadąc samochodem, byliśmy świadkami, kiedy na pasach do kierowców podchodziły młode cyganki po prośbie. W miejscach typu "must see" aż się roi od rozkrzyczanych maluchów obu płci, które zanoszą utarg "rozstawionym" w pobliżu rodzicom. Zdają się oni mieć wewnętrzny radar, który już z bardzo daleka potrafi ocenić, czy warto danego delikwenta zaczepiać. My padliśmy ofiarą takich specjalistów, a raczej specjalistek w Tiranie.

Sposób na kontakty z małymi tubylcami opracowaliśmy już w Czarnogórze, kupując na stacji benzynowej tuzin lizaków. Traf chciał, że raz w stolicy Albanii zapomniałam ich wziąć, nie mieliśmy też żadnych drobnych w portfelu. Efekt? Jedna z dziewczynek przykuła się do mojej nogi, druga nie chciała puścić ręki Barszcza. Z odsieczą przyszła w końcu ich starsza siostra lub koleżanka.



Lizaki na szczęście mieliśmy już w albańskim kurorcie w Durrës. Dzieci owszem wzięły, ale prośbom o "one euro" nie było końca. 






poniedziałek, 22 lipca 2013

Fuck you... tylko 1 EURO

Plac Skanderbega
Plac Skanderbega, Tirana. Serce stolicy. To tu przychodzą turyści... Zaraz, jacy turyści? Tirana to stosunkowo młode miasto, nie ma tu wielu zabytków. No nie, nawet Pascal odradza. Ale nie o tym chciałam... Jeśli już jesteś w Tiranie, obowiązkowo musisz zobaczyć Plac Skanderbega, bohatera narodowego Albańczyków. Tu, w tym jednym miejscu zobaczysz większość tego, co w Tiranie należy zobaczyć. Wiedzą o tym również miejscowe dzieci, które już tam na ciebie czekają.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Fuck you. Międzynarodowy gest uznawany powszechnie za obraźliwy wcale mnie nie zraża, robię chłopakom zdjęcie. Za chwilę te same cwaniaczki próbują nam opchnąć plastry, dużo plastrów. - Just one euro. W to mi graj, bo mogę sobie bezkarnie popstrykać. Barszcz udaje twardziela, ale za chwilę już grzebie w portfelu. Dzieci nie odstępują go na krok. And the winner is... chłopak w różowej koszulce.  - I ode mnie, i jeszcze ode mnie kup. Nie rozumiemy, co młodzi przedsiębiorcy szepczą między sobą, ale wnioskujemy z mimiki i gestów, że chcą, żeby szczęściarz podzielił się z nimi zarobkiem. "Różowy" jednak to jednoosobowa firma. W końcu "business is business".

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Spragnieni, przysiadamy na colę w kawiarni przed Pałacem Kultury. Tak. Tirana ma swój Pałac Kultury, ale jego warszawski odpowiednik to raczej jego daleki kuzyn, a nie brat bliźniak. W budynku, bardziej szerokim, niż wysokim, mieści się m.in. opera. 

Pałac Kultury
W zasadzie to było pepsi
Rozsiadamy się wygodnie, lecz nawet i tu, przy stoliku, dosięga nas wzrok kolejnego młodego biznesmena. Zza filarów wyłania się młody gniewny z całym "arsenałem" towaru przy piersi. 
- Where are you from?
- From Poland.
- Kup długopis, breloczek, obcinaczka. Dobra, kup. Tylko jeden euro - mówi Albańczyk. 
Jesteśmy już trochę wypłukani z bilonu i nie bardzo mamy ochotę na kolejną transakcję, jednak prawie bezbłędna polszczyzna albańskiego poligloty robi swoje. Poruszeni do żywego, wygrzebujemy w końcu jakieś leki (albańska waluta). Chwilę później podobny scenariusz słyszymy dwa stoliki dalej. Tym razem padło na Norwegów. C.D.N.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

sobota, 20 lipca 2013

Rozruch powyjazdowy

Chyba każdy zna to uczucie. Uczucie związane z przejściem z trybu 'urlop' do trybu 'praca'. Dziś łagodziliśmy je patrząc na zdjęcie zrobione przez Magdę w albańskiej Wlorze. :)

Po urlopie udało się nam chyba wreszcie naprawić system komentarzy. Teraz już można pisać pod postami bez konieczności rejestracji. Teraz wszelka interakcja mile widziana!

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

poniedziałek, 15 lipca 2013

Belgradzkie deja vu i obiad z cyganerią. Na deser Amelia

Nasz pierwszy pobyt w Serbii to wizyta w stolicy. W Belgradzie spędzamy tylko kilkanaście godzin (bladym świtem wyjeżdżamy do Warszawy), ale to wystarczająco dużo, żeby stwierdzić, że nie nasyciliśmy się dostatecznie tym miejscem. Nie pierwszy raz, i nie ostatni, stwierdzamy: "musimy tu wrócić".

W pierwszych chwilach w Belgradzie przeżywamy deja vu. Kręcimy się w kółko autem, samochody mnożą się w oczach, nie me gdzie zaparkować. I architektura też jakaś taka znajoma. Czyżby Warszawa? Podobieństw do stolicy Polski jest wiele. Miasto jest duże, głośne, chaotyczne, ale nie sposób odmówić mu klimatu.

Ulica Knez Mihailova
Nie ustalamy żadnego konkretnego planu zwiedzania. Spontanicznie snujemy się po mieście, chłonąc jego atmosferę. Niemal przy okazji trafiamy na zabytki opisane w przewodniku. Udaje nam się m.in. dotrzeć do twierdzy Kalemegdan, której korzenie sięgają III w. p.n.e. i która też nam coś przypomina. Jakby Barbakan... Przyglądamy się również trochę starszym panom grającym w szachy.
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

Belgrad jest miastem niesłychanie fotogenicznym. Przechadzając się ulicą Knez Mihailova, taką Chmielną lub, jak kto woli, Krakowskim Przedmieściem, spotykamy ulicznych grajków, portrecistów i babcie sprzedające rękodzieło. Aż w końcu dochodzimy do placu Republiki. Jest on dla belgradczyków tym, czym dla warszawiaków Rotunda - przede wszystkim miejscem spotkań.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

Rock is not dead
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Plac Republiki
Nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, więc zatrzymujemy się coś zjeść. Recepcjonistka z naszego hotelu poleca nam w tym celu dzielnicę bohemy. Przy kolorowej uliczce Skadarlija mieści się wiele knajpek, każda w innym stylu. Kiedyś przychodzili tam tworzyć młodzi i obiecujący poeci i pisarze, teraz po tym "belgradzkim Montmartrze" przechadzają się głównie turyści, o których "zabijają się" konkurujące ze sobą restauracje. Okazuje się jednak, że coś unikatowego i nietuzinkowego można znaleźć w tamtej okolicy. A mianowicie, murale i graffiti. Barszcz na przykład spotkał swoją ulubioną Amelię.

Belgradzki "Montmartre"
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Barszcz i Amelia
Kowal i Bolesław Prus :)

niedziela, 14 lipca 2013

Odzyskana łączność, tavče gravče i noc w Skopje

Przez większość pobytu w Albanii nie mieliśmy dostępu do internetu. Może to lepiej, bo to, co spotkało nas w Szkodrze, Tiranie, Durres, Vlorze i Dhermi, po prostu szkoda byłoby opisywać w takim przelocie...

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Wszystko uzupełnimy oczywiście po powrocie do Warszawy (jesteśmy Wam winni również fotoreportaż z Budvy). Generalnie, Albania zrobiła na nas ogromne, choć nie zawsze pozytywne, wrażenie. Po przekroczeniu granicy z Macedonią zaczęliśmy doceniać wiele niedostrzeganych na codzień rzeczy, ale o tym później.

Za nami przyjemne popołudnie w Skopje. Z Aleksandrem Macedońskim, piwem Skopskim i regionalnym przysmakiem tavče gravče (fasola po macedońsku).




Więcej zdjęć wkrótce. Na razie musimy zbierać siły. Jutro przywitamy się z Belgradem.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...