niedziela, 30 czerwca 2013

Pani Jerzowa, czyli tęsknota za "wielkimi Węgrami"

Poranek w Szekszardzie był bardzo przyjemny. Gospodyni ugościła nas jajecznicą, ale nieco inną od tej, do jakiej przywykliśmy. Zamiast cebulki - papryka, zamiast szynki albo kiełbasy - węgierski pikantny kabanos. Do tego dostaliśmy kiszonego ogórka. Na zapewnienia, że to również węgierska specjalność, zareagowaliśmy jednak uśmiechem.

Węgierska jajecznica z papryką i kabanosem
Gospodyni nazywa się Györgyné Hegedüs. Györgyné to kobieca forma imienia jej męża (György - węgierski Jerzy). Bardziej tradycyjne Węgierki po ślubie do tego stopnia utożsamiają się z mężem, że używają części jego imienia zamiast swojego. Tak jest również w przypadku Pani Hegedüs. U nas Magda po ślubie musiałaby kazać tytułować się per Maciejowa ;).

Język miejscowych otwiera wszystkie drzwi - Györgyné i Magda
Przywiązanie do tradycji i tęsknotę za tym, co było kiedyś widać również na ścianie jadalni Hegedüsów. Tu króluje regent Miklós Horthy (taki węgierski Piłsudski - objął władzę w tym samym czasie i również pogonił bolszewików, swoją drogą przychylny Polakom) i ryciny przedstawiające "Wielkie Węgry". Wielkie dosłownie, bo do podpisania traktatu w Trianon w 1920 roku obejmujące część dzisiejszych terytoriów Austrii, Czechosłowacji, Rumunii, Jugosławii, a nawet skrawki... Polski. Podsumowując, ciekawie było pomieszkać w takim węgierskim domu.
"Ściana pamięci" w jadalni
Sam Szekszard odrobinę rozczarował. Nastawialiśmy się na odbywający się tu co roku o tej porze festiwal "Szent Laszlo Napok". Niestety, miasteczko jest wyludnione, a rynek w remoncie.
Rozgrzebany rynek
Nie oglądając się, ruszyliśmy do Bośni!

sobota, 29 czerwca 2013

Szex Telegram Szekszárdból, czyli pierwsza noc wyprawy

Dotarliśmy do Szekszárdu. STOP. Jesteśmy zmęczeni. STOP. Dlatego krótko i na temat. STOP.

Tak się tu mieszka



 Tak się tu jeździ



A tak się pije ;)


PS1: Bardzo tu malowniczo ;)
PS2: Na malucha mówią tu Kis Polszki.
PS3: Borsodi to jedno z niewielu znośnych węgierskich piw. Szekszárd słynie z winnic.

Jutro Sarajevo.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Motel Plitvice

Na wycieczkę śladami wojny domowej w byłej Jugosławii poświęciliśmy jeden dzień naszej ostatniej, zeszłorocznej wyprawy do Chorwacji. W Dalmacji jest takich śladów stosunkowo niewiele. W kilku miejscach nie trzeba ich jednak nawet szukać, bo po prostu zauważa się je bez trudu. Tak było z luksusowym kiedyś Motelem Plitvice niedaleko Maslenicy. Na jego pozostałości natrafiliśmy jadąc do Parku Narodowego Paklenica. Zwiedziliśmy je z zapartym tchem.

Zbudowany w połowie lat 80-tych przy drodze do Narodowego Parku Plitvickich Jezior ośrodek był ciekawą opcją wypoczynkową dla zamożniejszych Jugosłowian. Kilkadziesiąt pokoi z pięknym widokiem na cieśninę Novsko ždrilo, spory teren, restauracja, basen, czyli wszystko, czego potrzebuje leniwy urlopowicz...

W czasie wojny wszystko się zmieniło. Na początku był kryjówką dla serbskich rebeliantów. Później stacjonowały tu siły rozjemcze UNPROFOR. Po "Operacji Maslenica" w 1993 roku (ofensywa Chorwatów mająca na celu odzyskanie terenów w północnej Dalmacji i odłączenie Liki od Serbskiej Krajiny) zajęły go wojska chorwackie. W ich rękach pozostał już do końca wojny. Był cenną zdobyczą ze względu na swoje położenie.

Po zakończeniu konfliktu ośrodek kupił za 200 tysięcy marek prywatny inwestor. Z rewitalizacją czekał jednak na odbudowę wysadzonego w 1991 roku mostu w Maslenicy, czyli istotnej części głównej drogi do Zadaru. Nie doczekał się. Most postawiono dopiero w 2005 roku. Do tego czasu motel do reszty popadł w ruinę. 

Dziś straszy pustym basenem, śladami po kulach w ścianach i wszechobecnymi butami pozostawionymi przez żołnierzy. Wciąż czeka na kogoś, kto przywróci go do stanu z lat świetności.

niedziela, 23 czerwca 2013

Ślady wojny

W fazie planowania kolejnych podróży zawsze bierze nas chęć na wspominanie wcześniejszych. Tak jest i teraz. Wybierając się do krajów bałkańskich nie sposób nie myśleć o wojnie sprzed niemal dwudziestu lat i śladach jakie zostawiła na terenie państw byłej Jugosławii. W Chorwacji widzieliśmy ich wiele. Niektóre wyjątkowo mocno zapadły nam w pamięć. Jak choćby historia 75-letniej Jovany, którą spotkaliśmy w ruinach jednej z wiosek koło Benkovaca, na terenach Serbskiej Krajiny, czyli autonomicznej republiki utworzonej przez Serbów na terenie dzisiejszej Chorwacji. Wyzwalanie tych terenów wiązało się niestety z wieloma dramatami mieszkającej tam ludności cywilnej. Serbskie źródła podają, że w sumie zabito tam 2500 osób, a wypędzono około 250 tysięcy.

Jovana jest Serbką od urodzenia mieszkającą na tych terenach. Jej męża zabili Chorwaci w trakcie akcji "Oluja" ("Burza"). Dorosłe już dzieci wyemigrowały do państw ościennych (córka jest lekarką w Słowenii, pozostałe mieszkają w Serbii). Samą Jovanę deportowano do Kosowa. Po zakończeniu wojny nie wytrzymała i wróciła do Chorwacji. Do swojej wioski. Kompletnie zrujnowanej i wyludnionej.

Dziś żyje tam sama. W rozpadającym się domu (drzwi na podwórko zastawia kawałkiem dykty) i pustym sąsiedztwie. Głównie z tego, co urodzi jej ziemia. Wioska stoi na uboczu. Nikt z Chorwatów jej nie odbudowuje, ani nie odwiedza, bo jest "po serbach"

Mimo to Jovana jest szczęśliwa. Mówi, że tu się urodziła i tutaj chce umrzeć. Z dziećmi praktycznie nie ma kontaktu, ale kiedy o nich opowiada, w jej głosie słychać dumę. Dużo się uśmiecha. Zaprasza nas na kompot własnej roboty. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej. Z poczuciem, że w trakcie wojen podział na "dobrych" i "złych" bywa czasem bardzo płynny.



sobota, 15 czerwca 2013

18 dni na Bałkanach, czyli witaj przygodo!



Już za chwileczkę, już za momencik, wyruszamy w naszą podróż życia. Nie boję się tak napisać, bo to chyba pierwszy taki ogromny dystans w naszym wykonaniu. Mam nadzieję, że nie ostatni. Pomysł touru po Bałkanach chodził nam po głowach od dawna, ale zawsze coś nam przeszkadzało w realizacji planu. Tym razem, tfu, odpukać, na razie wszystko zmierza w dobrym kierunku. Zaopatrzeni w przewodniki, zieloną kartę, ubezpieczenia, dodatkowe karty pamięci, a przede wszystkim nieprzebrane chęci do eksplorowania, odpalamy silnik już za dwa tygodnie.

Ramowy plan naszej podróży wygląda tak: Warszawa – Szekszard - Sarajevo - Mostar – Kotor – Budva – Shkodra - Durres – Tirana – Dhermi – Ohrid – Skopje – Belgrad – Novi Sad – Warszawa. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że harmonogram naszej wyprawy może ulec zmianie. W końcu nie da się przewidzieć, ile będziemy stać na przejściach granicznych i jak szybko będziemy w stanie się przemieszczać bałkańskimi, dalekimi od stanu idealnego, drogami. Ale nie zniechęcamy się. Przyjmujemy założenie - im więcej elementów spontanicznych, tym lepiej, byle bezpiecznie.

Bałkany zafascynowały nas podczas naszych pierwszych wypraw do Chorwacji. Zwiedziliśmy perły Dalmacji, widzieliśmy na własne oczy, jak duże piętno wojna odcisnęła na tym pięknym kraju, rozmawialiśmy o bratobójczych walkach z mieszkańcami, jednak cały czas brakowało nam pełnego obrazu bałkańskiego kotła. Zdecydowaliśmy, że musimy odwiedzić także pozostałe kraje tego regionu.

Naszą wyprawę chcielibyśmy dokumentować i ilustrować zdjęciami i filmami w miarę możliwości na bieżąco. Do zobaczenia zatem w sieci, a może gdzieś na szlaku!


Pokaż Bałkany 2013 na większej mapie

piątek, 14 czerwca 2013

Można? Można!

Epilog historii z zapyziałym selkarem. Dziś dostałem zwrot pieniędzy. Okazało się, że można nawet w jeden dzień! Ekspresowe tempo to efekt małego śledztwa, które przeprowadziłem. Zdobyłem prywatny adres i numer telefonu komórkowego pana właściciela księgarni.

Obyło się bez wielkich gróźb, wystarczyło trochę subtelnej perswazji. Pan był lekko przestraszony, więc najpierw gęsto się tłumaczył, a potem nie chciał nawet, żebym przesyłał mu swoje dane sms-em. Zapisał je na kartce i obiecał odnaleźć w gąszczu niezrealizowanych zamówień. Słowa dotrzymał, co nie zmienia faktu, że powinien podzielić los Zeda. ;)

Również dziś dostałem wreszcie książki. Konkurencyjnej firmie realizacja zamówienia poszerzonego dodatkowo o cztery tytuły zajęła (włącznie z darmową dostawą)... uwaga... DWA dni. Wszystko wzorowo zapakowane i pachnące nowością. Legolas.pl ląduje w gronie moich ulubionych księgarni internetowych! :)

PS. Gdyby ktoś miał problemy z odzyskaniem pieniędzy od selkara, służę namiarami na szemranego właściciela.

czwartek, 13 czerwca 2013

selkar.pl

Pani Emilio, Pani Anno, wszyscy, z którymi korespondowałem... Zespole Selkar.pl... Nie wiem ile osób pracuje w Państwa firmie, przypuszczam jednak, że zdecydowanie za mało. Dlaczego tak myślę? Dlatego, że najpierw przez miesiąc nie byliście w stanie skompletować jednego prostego zamówienia (choć na każdej z siedmiu zamówionych książek była oznaczona dostępność: 2-5 lub 3-4 dni), a teraz przez kolejne 14 dni będziecie "dokonywać zwrotu pieniędzy".
 

Ja rozumiem, że coś, co zajmuje dwa tygodnie ma prawo urosnąć do rangi "dokonania", ale na litość boską... to jest jakiś koszmar. Czy wiecie Państwo czego można dokonać w pół miesiąca? Istnieje człowiek, który w tym czasie obleciał kulę ziemską balonem! Istnieją również ludzie, którzy potrafią w tym czasie schudnąć o 10 kilogramów. Ja niestety trafiłem na takich, którzy potrzebują 14 dni na wykonanie jednego przelewu bankowego! Teoretycznie na trasie Białystok - Warszawa, w praktyce pomiędzy serwerami dwóch banków.
 

Rozumiem, że takie warunki macie zapisane w swoim regulaminie, który musiałem zaakceptować składając zamówienie, więc od strony prawnej jest wszystko ok. Od każdej innej, jak mawiał Marcellus Wallace z Pulp Fiction, jest jednak "cholernie daleko od ok". Tak jak Marcellus uważam, że nie wyglądam jak... pani lekkich obyczajów, a mimo to czuję się ordynarnie wydymany!


 Gdybym chciał na kilka tygodni zablokować sobie gotówkę, włożyłbym ją na lokatę. Przemyślcie sposób funkcjonowania, bo w taki sposób nie zatrzymacie przy sobie klientów, którzy zwykle kupują na bonito.pl, e-libro.pl i literacka.pl. Ja na pewno już do Was nawet nie zajrzę!

PS. Po tonie opinii na temat Państwa sklepu, wystawianych ostatnio na wielu portalach, wnoszę, że jestem jednym z bardzo wielu. Historia z "trudnościami w realizacji" stała się tendencją stałą, a niektórzy klienci na zwrot pieniędzy czekają od kwietnia. Prokurator chyba nie do uniknięcia.


środa, 12 czerwca 2013

Kult

Usłyszeliśmy ich przez okna i była to najprzyjemniejsza niespodzianka weekendu. Po gwiazdkach pop i Urszuli w Dniu Ursynowa wystąpił Kult. Mimo zmęczenia całodziennym maratonem rowerowym, nie mogliśmy przegapić okazji. W ciągu kilku minut pojawiliśmy się w okolicach Kopy Cwila, żeby zakończyć dzień "koncertowo". :)

Już z daleka było słychać, że chłopaki trzymają formę. W sumie zagrali kilkanaście kawałków, w tym "Wódkę", "Do Ani" i najnowszy "Układ Zamknięty". Kilka rzeczy w zmienionych aranżacjach. Z największych hitów zabrakło jedynie "Arahji". Uwieczniłem więc nieśmiertelną "Polskę". :)


W sumie było bardzo przyjemnie. Oczywiście większość publiki stanowili ludzie, którzy przyszli wypić piwko i zjeść kiełbasę, ale oni akurat wygodnie rozsiedli się na górce, więc przed samą sceną było sporo miejsca. Dzięki temu, choć spóźnieni, mieliśmy super miejscówę. Co ciekawe, w naszym gronie bardzo aktywnie bawiło się kilka rodzin z dziećmi. Bezpieczeństwo i organizacja na spory plus. Nie obyło się oczywiście bez małego ekscesu. Szukających zaczepki i pijanych w sztok tyczkowatych młodzieńców szybko i sprawnie odłowiła jednak ochrona.

 Słowem - więcej takich imprez na Moko-Ursynowie!

Ruszamy!

Zupełnie nieprzygotowani, ale z pomysłami i zapałem (jest szansa, że wcale nie słomianym) rozpoczynamy polifoniczne blogowanie. Polifoniczne, bo naszego miejsca w sieci nie zdominuje jedna dziedzina. Pasji mamy wiele, ale te najważniejsze można rozszyfrować w nazwie bloga. Po-Li-Fo-Nic - czyli Podróże, Literatura, Fotografia i.... "Nic co ludzkie...". :)

Bo wszystkiego, co nas kręci będzie tu po trochu - historyjek z wyjazdów (trwających i dawnych), pomysłów na ciekawe wypady, książkowych inspiracji i fotograficznych fascynacji... Równolegle startujemy z kanałem na Youtubie i profilem na Facebooku, więc będzie się działo.

Miłego dnia!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...