poniedziałek, 22 lipca 2013

Fuck you... tylko 1 EURO

Plac Skanderbega
Plac Skanderbega, Tirana. Serce stolicy. To tu przychodzą turyści... Zaraz, jacy turyści? Tirana to stosunkowo młode miasto, nie ma tu wielu zabytków. No nie, nawet Pascal odradza. Ale nie o tym chciałam... Jeśli już jesteś w Tiranie, obowiązkowo musisz zobaczyć Plac Skanderbega, bohatera narodowego Albańczyków. Tu, w tym jednym miejscu zobaczysz większość tego, co w Tiranie należy zobaczyć. Wiedzą o tym również miejscowe dzieci, które już tam na ciebie czekają.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Fuck you. Międzynarodowy gest uznawany powszechnie za obraźliwy wcale mnie nie zraża, robię chłopakom zdjęcie. Za chwilę te same cwaniaczki próbują nam opchnąć plastry, dużo plastrów. - Just one euro. W to mi graj, bo mogę sobie bezkarnie popstrykać. Barszcz udaje twardziela, ale za chwilę już grzebie w portfelu. Dzieci nie odstępują go na krok. And the winner is... chłopak w różowej koszulce.  - I ode mnie, i jeszcze ode mnie kup. Nie rozumiemy, co młodzi przedsiębiorcy szepczą między sobą, ale wnioskujemy z mimiki i gestów, że chcą, żeby szczęściarz podzielił się z nimi zarobkiem. "Różowy" jednak to jednoosobowa firma. W końcu "business is business".

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Spragnieni, przysiadamy na colę w kawiarni przed Pałacem Kultury. Tak. Tirana ma swój Pałac Kultury, ale jego warszawski odpowiednik to raczej jego daleki kuzyn, a nie brat bliźniak. W budynku, bardziej szerokim, niż wysokim, mieści się m.in. opera. 

Pałac Kultury
W zasadzie to było pepsi
Rozsiadamy się wygodnie, lecz nawet i tu, przy stoliku, dosięga nas wzrok kolejnego młodego biznesmena. Zza filarów wyłania się młody gniewny z całym "arsenałem" towaru przy piersi. 
- Where are you from?
- From Poland.
- Kup długopis, breloczek, obcinaczka. Dobra, kup. Tylko jeden euro - mówi Albańczyk. 
Jesteśmy już trochę wypłukani z bilonu i nie bardzo mamy ochotę na kolejną transakcję, jednak prawie bezbłędna polszczyzna albańskiego poligloty robi swoje. Poruszeni do żywego, wygrzebujemy w końcu jakieś leki (albańska waluta). Chwilę później podobny scenariusz słyszymy dwa stoliki dalej. Tym razem padło na Norwegów. C.D.N.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

sobota, 20 lipca 2013

Rozruch powyjazdowy

Chyba każdy zna to uczucie. Uczucie związane z przejściem z trybu 'urlop' do trybu 'praca'. Dziś łagodziliśmy je patrząc na zdjęcie zrobione przez Magdę w albańskiej Wlorze. :)

Po urlopie udało się nam chyba wreszcie naprawić system komentarzy. Teraz już można pisać pod postami bez konieczności rejestracji. Teraz wszelka interakcja mile widziana!

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

poniedziałek, 15 lipca 2013

Belgradzkie deja vu i obiad z cyganerią. Na deser Amelia

Nasz pierwszy pobyt w Serbii to wizyta w stolicy. W Belgradzie spędzamy tylko kilkanaście godzin (bladym świtem wyjeżdżamy do Warszawy), ale to wystarczająco dużo, żeby stwierdzić, że nie nasyciliśmy się dostatecznie tym miejscem. Nie pierwszy raz, i nie ostatni, stwierdzamy: "musimy tu wrócić".

W pierwszych chwilach w Belgradzie przeżywamy deja vu. Kręcimy się w kółko autem, samochody mnożą się w oczach, nie me gdzie zaparkować. I architektura też jakaś taka znajoma. Czyżby Warszawa? Podobieństw do stolicy Polski jest wiele. Miasto jest duże, głośne, chaotyczne, ale nie sposób odmówić mu klimatu.

Ulica Knez Mihailova
Nie ustalamy żadnego konkretnego planu zwiedzania. Spontanicznie snujemy się po mieście, chłonąc jego atmosferę. Niemal przy okazji trafiamy na zabytki opisane w przewodniku. Udaje nam się m.in. dotrzeć do twierdzy Kalemegdan, której korzenie sięgają III w. p.n.e. i która też nam coś przypomina. Jakby Barbakan... Przyglądamy się również trochę starszym panom grającym w szachy.
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

Belgrad jest miastem niesłychanie fotogenicznym. Przechadzając się ulicą Knez Mihailova, taką Chmielną lub, jak kto woli, Krakowskim Przedmieściem, spotykamy ulicznych grajków, portrecistów i babcie sprzedające rękodzieło. Aż w końcu dochodzimy do placu Republiki. Jest on dla belgradczyków tym, czym dla warszawiaków Rotunda - przede wszystkim miejscem spotkań.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

Rock is not dead
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Plac Republiki
Nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, więc zatrzymujemy się coś zjeść. Recepcjonistka z naszego hotelu poleca nam w tym celu dzielnicę bohemy. Przy kolorowej uliczce Skadarlija mieści się wiele knajpek, każda w innym stylu. Kiedyś przychodzili tam tworzyć młodzi i obiecujący poeci i pisarze, teraz po tym "belgradzkim Montmartrze" przechadzają się głównie turyści, o których "zabijają się" konkurujące ze sobą restauracje. Okazuje się jednak, że coś unikatowego i nietuzinkowego można znaleźć w tamtej okolicy. A mianowicie, murale i graffiti. Barszcz na przykład spotkał swoją ulubioną Amelię.

Belgradzki "Montmartre"
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Barszcz i Amelia
Kowal i Bolesław Prus :)

niedziela, 14 lipca 2013

Odzyskana łączność, tavče gravče i noc w Skopje

Przez większość pobytu w Albanii nie mieliśmy dostępu do internetu. Może to lepiej, bo to, co spotkało nas w Szkodrze, Tiranie, Durres, Vlorze i Dhermi, po prostu szkoda byłoby opisywać w takim przelocie...

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Wszystko uzupełnimy oczywiście po powrocie do Warszawy (jesteśmy Wam winni również fotoreportaż z Budvy). Generalnie, Albania zrobiła na nas ogromne, choć nie zawsze pozytywne, wrażenie. Po przekroczeniu granicy z Macedonią zaczęliśmy doceniać wiele niedostrzeganych na codzień rzeczy, ale o tym później.

Za nami przyjemne popołudnie w Skopje. Z Aleksandrem Macedońskim, piwem Skopskim i regionalnym przysmakiem tavče gravče (fasola po macedońsku).




Więcej zdjęć wkrótce. Na razie musimy zbierać siły. Jutro przywitamy się z Belgradem.

czwartek, 11 lipca 2013

Boka Kotorska, czyli uczta dla zmysłów

O Boce Kotorskiej powiedziano i napisano już wiele. Żadne słowa nie oddają jednak tego, co czuje człowiek obserwujący zachód słońca w tym właśnie miejscu. Spacer nadmorską promenadą w jednej zacisznych miejscowości położonych przy zatoce na długo zostaje w pamięci. Widoki dosłownie zapierają dech w piersi. Nie wierzycie? Oto namiastka (namiastka, bo na żywo wygląda to jeszcze lepiej):

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Kotor to najbardziej znana, a więc i najmniej kameralna z miejscowości położonych nad zatoką. Turysta wybierający się w to miejsce, hałaśliwość i ruchliwość okolicy może jednak w pełni dobrać do swoich potrzeb. Wystarczy przemieścić się o kilka, góra kilkanaście kilometrów. Wybór malowniczych miasteczek jest spory. Morinj, Risan, Prčanj, Muo, Dobrota, Sveti Stasije, Perast... Z każdej z tych miejscowości widać piękną panoramę.

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
My odwiedziliśmy dwa ostatnie i dziś już wiemy, że Sveti Stasije (w którym pierwotnie mieliśmy zresztą mieszkać) to dokładne przeciwieństwo pulsującego życiem Kotoru. Coś dla lubiących ciszę, spokój i obcowanie głównie z tubylcami.
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Perast to opcja pośrednia. Nie ma wprawdzie wielkiego zgiełku, ale turystów widać dużo częściej. Nie brakuje również zabytków z czasów Republiki Weneckiej, sklepików i klimatycznych knajpek na brzegu. 

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Niesamowite wrażenie robią dwie położone nieopodal wysepki: św. Jerzego (nazywana również Wyspą Umarłych) i Matki Boskiej na Skale (jedyna sztucznie utworzona wyspa na Adriatyku, z barokowym kościołem).

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl

środa, 10 lipca 2013

Szekspir napisałby: KOT OR not kot

Białe, czarne, rude i szare. Jednolite, łaciate i pręgowane. Młode i sterane życiem. Chyba wszystkie koty Kotoru wyszły nam na spotkanie podczas naszej pierwszej wizyty w tym mieście. Jedne przyglądały się z ciekawością, drugie szukały kontaktu, jeszcze inne olewały nas ostentacyjnie, ale żaden nie uciekał. Zdawały się mówić "nawet najnudniejszy turysta jest ciekawszy niż miejscowy".

 

 

 

 


Kotor był drugim przystankiem na naszej czarnogórskiej trasie. Wpisane na listę Unesco miasto jest wizytówką całego regionu. Największą atrakcją jest oczywiście jego najstarsza część. Urokliwe wąskie uliczki, nieregularnie rozmieszczone place i piękne świątynie - wszystko położone nad przypominającą norweski fiord zatoką i otoczone z trzech stron górami. To nie przypadek, że całość powszechnie porównuje się do najpiękniejszych chorwackich miast nad Adriatykiem.

 



Ci, którym mało wrażeń w dzień, mają co robić również wieczorami. Miasto zasypia późno, kwitnie życie kulturalne. My trafiliśmy na uliczny spektakl. Na specjalnie udekorowanym na tę okazję placu odegrały go cztery postacie na szczudłach. Poruszył nie tylko dziecięcą część widowni. Przekaz był prosty i uniwersalny - przemijanie to coś naturalnego, cieszmy się życiem.

 

 

fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...