Są jednak również miejsca, których niedosyt czuć jeszcze w czasie pobytu. Takim był dla nas Dubrovnik - najdalej wysunięte na południe duże miasto Chorwacji. Po raz pierwszy byliśmy tam w 2008 roku. Po odwiedzeniu Puli, Zadaru, Splitu, Sibenika, Trogiru i wyspy Murter wydawało się nam, że nic nie jest już w stanie zachwycić nas bardziej. A jednak...
W Dubrovniku podobało nam się niemal wszystko - widoki, klimat, plaże i chyba najpiękniejsze na wschodnim wybrzeżu Adriatyku Stare Miasto. Poza tym trafiliśmy do kwatery, której gospodarz okazał się jedną z najbardziej barwnych postaci, jakie spotkaliśmy na Bałkanach (o Branko napiszemy jeszcze kiedyś osobną notkę). Wtedy postanowiłem sobie, że to nie jest mój ostatni pobyt w tym mieście i że do Dubrovnika na pewno jeszcze zajrzę - choćby i przejazdem. I stało się. W drodze z Mostaru do Budvy nie sposób było oprzeć się pokusie. Postawiliśmy na spontaniczność i zrobiliśmy sobie nieplanowany postój. Wpadliśmy wprawdzie jak po ogień, ale przynajmniej mamy pewność - to wciąż absolutnie ścisła czołówka w klasyfikacji zatytułowanej "Jeszcze tu wrócimy".
fot. Magdalena Kowalska / www.widzekadry.pl
To jednak jestem dziwna;) Głoszę herezję, że Dubrownik jest ok, ale zdecydowanie wolę od niego Kotor - w D. jest pięknie, ale za tłumnie i za komercyjnie. Nie mam do tego miasta szczególnie emocjonalnego stosunku - czego nie można powiedzieć o paru innych bałkańskich (dla mnie) perełkach...
OdpowiedzUsuńO, to ja mam podobnie. To tekst i punkt widzenia Barszcza. Ja też wolę Bokę Kotorską, może nie sam Kotor :)
OdpowiedzUsuń